"W drodze moja rodzina funkcjonuje najlepiej" – Wspomnienia z pielgrzymki
Wersję audio tego tekstu znajdziesz w aplikacji Droga Odważnych

Początek sierpnia – środek lata i wakacji, okres urlopów, wycieczek, kąpieli morskich i słonecznych. Idealny moment na zasłużony wypoczynek. Jednak dla mnie i mojej rodziny to od wielu lat czas, w którym możemy oddać się naszej pasji – pielgrzymowaniu.
Nasza droga zaczęła się w Warszawie. 5 sierpnia z Sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej wyruszyła 39 Warszawsko-Praska Pielgrzymka Piesza. Przez kolejne 10 dni przemierzyliśmy 315 kilometrów wraz z naszą pielgrzymkową wspólnotą liczącą ponad 200 osób, w której zwracaliśmy się do siebie „bracie” i „siostro”.
Czytaj także: W spodenkach na Mszę? Oto mój niedzielny męski dress code
Pielgrzymkowe hasło “Eucharystia daje życie”
Hasłem tegorocznych rekolekcji w drodze było: „Eucharystia daje życie”. Wiele godzin spędzonych na szlaku to dobry czas nie tylko na hartowanie swojej kondycji fizycznej, ale również duchowej. Msza Święta była centralnym i najważniejszym punktem każdego dnia, bez niej wędrówka stałaby się jedynie wyzwaniem sprawnościowym lub wycieczką krajoznawczą (odznaka w apce sportowej i punkty PTTK niewątpliwie kuszą). Codziennie na drugim etapie była tzw. strefa ciszy – czas przeznaczony na indywidualne rozważanie słowa Bożego. Obecni na szlaku kapłani głosili konferencje związane z tematem dnia oraz przybliżali postacie świętych, w każdej chwili można było przystąpić do sakramentu pokuty. W tym roku jeden z duchownych tłumaczył również starotestamentalne porównania do Matki Bożej, które pojawiają się w śpiewanych co rano Godzinkach np. runo Gedeona, plastr miodu Samsona czy różdżka Aaronowa.

Czytaj także: "Matka Przenajświętsza spoglądała na nas pobłażliwie" – świadectwo Drogi na MAXa
Pielgrzymkowa wspólnota
Ale pielgrzymka to nie jedynie modlitwa. To również ludzie, ci którzy szli obok nas i ci, których spotykaliśmy na postojach i noclegach. Niesamowite doświadczenie bezinteresownej pomocy i namacalnego działania Boga, który uzdalnia do uczynków miłosierdzia, szczególnie tych względem ciała.
Duże zmęczenie i spiekota dnia, a niekiedy kilkugodzinny deszcz zdejmowały z nas wszelkie maski i skorupy, za którymi chowamy się na co dzień. Stanięcie w prawdzie o sobie i wobec swojej słabości potwierdzały, że bez wsparcia wspólnoty nie jestem w stanie iść dalej. W takich sytuacjach znajdowali się brat/siostra, którzy chętnie przejęli wózek, pomogli w rozbiciu namiotu, zaprosili na wspólny posiłek, a nawet zorganizowali nocleg w domu lub przyczepie kempingowej (niesamowite przeżycie dla naszego trzylatka).

Dlaczego ruszamy na szlak pielgrzymki
Co sprawia, że pomimo wizji potwornego wysiłku, kryzysów i niesprzyjających warunków atmosferycznych po raz kolejny ruszam na szlak? Przede wszystkim, w drodze moja rodzina funkcjonuje najlepiej, łatwiej nam o łagodność i wyrozumiałość, jesteśmy blisko i duchowo i fizycznie (szczególnie gdy najmłodsza latorośl przytula się w nosidle), a gdy dopadnie nas wspomniany kryzys w relacji – wybaczenie przychodzi zdecydowanie szybciej niż w warunkach domowych.
To łaska codziennego karmienia się Komunią i słowem Bożym. Ogromną radość w trakcie wędrówki przynosi wspólny śpiew, rozmowy, uwielbienie, żarty i niezmiennie wyczekiwany postój.

Czytaj także: Jak przeżyć Mszę z 7 dzieci
Po drodze można nawet pozwiedzać
Trasa pielgrzymki przebiega w granicach czterech województw, gdzie nie brakuje ciekawych miejsc oraz zabytków. Już drugiego dnia dotarliśmy do Warki, która na pewno wszystkim się nam dobrze kojarzy (swoją drogą, tradycje piwowarskie w tym mieście sięgają XV w., a według legendy sam papież Klemens VIII docenił kunszt tamtejszych browarników). Kolejne dni przynosiły kolejne ciekawostki, m.in. kościół parafialny w Wrociszewie, gdzie organistą był Stanisław Wyszyński – ojciec Prymasa Tysiąclecia; jedno z najmniejszych miast w Polsce – Wyśmierzyce; polskie zagłębie paprykowe – Klwów; XVIII wieczne Sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej w Studziannie – prowadzone przez zakon filipinów; Czermno, które każdy kibic piłkarski kojarzy z niewielkim klubem, który dotarł na zaplecze ekstraklasy; drewniany kościół św. Idziego w Podlesiu, do którego budowy nie użyto ani jednego gwoździa.
