"Matka Przenajświętsza spoglądała na nas pobłażliwie" – świadectwo Drogi na MAXa
Michał Laskowski, lider Drogi Odważnych, zapalony biegacz, rowerzysta i pływak, a przy tym czciciel Matki Bożej na zakończonej niedawno Drodze na MAXa – konferencji formacyjnej dla mężczyzn połączonej z nocną pielgrzymką do Niepokalanowa otrzymał wyzwanie specjalne – najdłuższą trasę przez Puszczę Kampinoską. Jak sobie poradził z tym wyzwaniem?
Niepokalana na każdym kroku
Podczas tegorocznej edycji Drogi na MAXa miałem szczególne zadanie. Przydzielono mi grupę siedmiu braci, z którymi miałem wyjść na najdłuższą trasę – 44,7 km. Miałem poczucie dużej odpowiedzialności, ponieważ nie znałem części z nich i nie wiedziałem, jakie mają możliwości. Zdałem się jednak na Bożą Opatrzność i poprosiłem Najświętszą Panienkę, tak jak robił to Maksymilian Kolbe, by doprowadziła nas szczęśliwie do Niepokalanowa, gdyż to Jej grupa.
Znałem w dużej części drogę naszej pielgrzymki, gdyż pokrywała się z trasą moich rowerowych treningów, jednak wielkim zaskoczeniem były dla mnie napotykane często kapliczki. Stacje, na których wykonywaliśmy kolejne zadania, były w większości przy maryjnych kapliczkach. Utwierdziło mnie to w przekonaniu o bliskości Bożej Matki w naszym pielgrzymim trudzie.
Warto trzymać się trasy
Szło się nam wyjątkowo dobrze, nie robiliśmy też specjalnie długich postojów. Grupa była zmotywowana i trzymała tempo, co trochę mnie zaskoczyło, gdyż to zazwyczaj ja muszę się hamować, by nie wybiegać przed maruderów. Mieliśmy dobry czas poznawania siebie nawzajem, wymiany intencji i wspólnej modlitwy.
Nad ranem, gdy było już całkiem widno, pomyliłem coś z kierunkiem na mapie i w obawie, że nadrobimy niepotrzebnie kilometry, zdecydowałem, że przystanek planowany przy kapliczce przydrożnej w Prusach, zrobimy w innym miejscu. Chłopaki znaleźli przypadkową kapliczkę i uznaliśmy wspólnie, że naszą piątą stację zrobimy w tym miejscu. Po odczytaniu zadania, odsłuchaniu akatystu i krótkiej modlitwie ruszyliśmy naprzód, prosto do ostatniej stacji – Niepokalanowa. Szybko okazało się jednak, że skracanie drogi nie wyjdzie nam na dobre.
Utwardzona dróżka niebawem się skończyła i zaczęły się pola uprawne. Nie zrażając się poszliśmy miedzą, gdzie zobaczyliśmy ślady jakichś maszyn. Po kilkuset metrach miedza się skończyła i weszliśmy na obsiane pole. Nie mogliśmy się przez nie przedostać, więc wybraliśmy sąsiedni zagon, gdzie nie było widocznych roślin, a nasyp był na tyle szeroki, że można było przejść gęsiego nie narażając uprawy na zniszczenie. Co prawda szło się trudno, stopa za stopą i dla łapania równowagi ręce same unosiły się do góry. Ten gest pół żartem, pół serio traktowaliśmy jako podświadome wołanie o pomoc do Ducha Świętego. W końcu doszliśmy do szutrowej ścieżki, a chwilę później do głównej drogi w miejscowości... Prusy! Po kilkudziesięciu metrach natknęliśmy się na naszą "właściwą" kapliczkę, skąd pobłażliwie spoglądała na nas Przenajświętsza Matka.
Czytaj także: Maksymilian Kolbe pokazał co oznacza miłość do końca
Ostatnie kroki do Niepokalanowa
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Maryja cały czas nas pilnuje. Maszerując ostatni odcinek, odśpiewaliśmy Godzinki a po dotarciu do Niepokalanowa, w kaplicy wieczystej adoracji złożyliśmy akt zawierzenia Niepokalanemu Sercu Maryi. Było to najwłaściwsze zakończenie naszej Drogi na MAXa. Wyjeżdżając puściłem jeszcze oko do św. Maksymiliana, przy figurce Matki Bożej z 1927, którą postawił, gdy jeszcze było tam szczere pole. Przeczytasz o tym w moim poprzednim artykule.
Jeśli chcesz wyruszyć w kolejną podróż z Drogą Odważnych, wejdź na Drogę Lwa – intensywne ćwiczenia duchowe dla mężczyzn, które odbędą się od 15 do 17 lipca w Warszawie. Szczegóły pod tym linkiem!
コメント